Załóżmy sobie sad
Owoce z własnego drzewa to radość nie do przecenienia. Komu marzy się taka samowystarczalność, powinien w październiku ostro zabrać się do roboty – to najlepsza pora na założenie przydomowego sadu. Nie jest to bardzo trudne, ale trzeba pamiętać o jednym: żadnego pośpiechu!
Jabłka, gruszki, wiśnie, czereśnie i morele – wszystko to brzmi kusząco. Jeśli teraz o to zadbamy, za kilka lat wszystkie te smakowitości pojawią się w naszym ogrodzie. W tej dziedzinie nic nie dzieje się szybko – również przygotowanie do całej operacji wymaga czasu.
Brak miejsca na improwizację!
W tworzeniu przydomowego sadu nie ma miejsca na jedną, często zachwalaną rzecz – na improwizację. A może raczej, jak podobno mawiał Adam Mickiewicz, każda improwizacja powinna być starannie przygotowana.
Wynika z tego, że niezbędne jest wiec precyzyjne planowanie:
- Odpowiednie miejsce. Teren musi być nasłoneczniony (większość drzew i krzewów owocowych nie lubi cienia – prócz jagód). Poza tym różne gatunki potrzebują różnej powierzchni do tego, by bogato owocować – np. jabłonie, grusze, czereśnie, śliwy potrzebują do 9 m², morele, wiśnie i brzoskwinie – 5 m², a karłowate odmiany tych gatunków – do 4 m². Orzech włoski powinien być sadzony w odosobnieniu – może bowiem zakłócać rozwój innych drzew i krzewów. Zanim posadzimy drzewka, dokładnie sprawdźmy ich potrzeby. Najlepiej wyznaczyć miejsce na nasz sad na uboczu posesji – powinien on stanowić maksymalnie 1/3 je powierzchni. Unikamy obniżeń terenu, a więc miejsc, w których gromadzi się woda, co w czasie przymrozków doprowadziłoby do katastrofy.
- Odchwaszczenie. Trzeba to zrobić starannie – najlepiej rok przed założeniem sadu, a przynajmniej kilka tygodni (jeśli nie mamy czasu naczekanie).
- Staranna zbadanie żyzności i kwasowości gleby. Ta powinna być półprzepuszczalna, lekko gliniasta i zasobna w substancje odżywcze. Tam, gdzie jest ich za mało, przyda się wzbogacenie podłoża torfem, kompostem lub obornikiem. Poszczególne gatunki najlepiej czują się przy odpowiedniej kwasowości – dla większości gatunków to 6,3-7,0 pH, malina i agrest wolą, gdy pH jest niższe (5,5-6,2), a niektóre, jak borówka i żurawina lubią dużą kwasowość, a więc pH nawet poniżej 5,1. Decydując się na wybór roślin, sprawdźmy, jaką glebą dysponujemy i (ewentualnie) zdecydujmy się na wapnowanie.
- Wybieramy optymalne dla nas odmiany. Muszą być dostosowane do warunków, jakimi dysponujemy (odporne na choroby najczęściej występujące), potrzeb (czy wolimy owoce wcześniej, czy może późna jesienią) i umiejętności i możliwości czasowych (niektóre wymagają bardziej skomplikowanych zabiegów). Kupujemy sadzonki zawsze w sprawdzonych, profesjonalnie prowadzonych szkółkach sadowniczych – to gwarantuje jakość. Nasz wybór powinniśmy zawsze skonsultować z doświadczonym, uzbrojonym w odpowiednią wiedzę sprzedawcą.
- Osłona przed wiatrem i zwierzętami. Trzeba to zaplanować starannie, by zimą sarny i zające, cierpiące na brak jedzenia, nie spustoszyły naszego sadu. Poza tym delikatnym, szczególnie młodym drzewkom szkodzą podmuchy mroźnego wiatru – osłona z żywopłotu zapewni im więc większe szanse.
Sadzenie czas zacząć!
Gleba gotowa, drzewka i krzewy kupione. Kiedy je sadzić? Zdaniem doświadczonych sadowników optymalnym terminem jest pierwsza dekada października (ewentualnie druga, jeśli nie jest jeszcze zbyt zimno).
Dzięki temu młode, wrażliwe rośliny będą miały dość czasu na ukorzenienie się i przygotowanie do przymrozków. Tak dobrany termin ma to jeszcze jedną zaletę – okres wegetacyjny minął, więc sadzonki całą energię będą inwestowały w swoje korzenie, a nie w gałęzie i liście.
Co ważne, zawsze przygotowujmy dołek większy niż korzenie naszej sadzonki – dzięki temu unikniemy ich zgniatania czy zawijania. Dno dołu dla zapewnianie roślinie dobrych warunków startu można wysypać warstwą kompostu lub specjalnej żyznej ziemi.
Potem wszystko starannie zasypujemy, ubijamy i obficie podlewamy. O wodzie przez kilka kolejnych dni nie wolno zapomnieć – szczególnie wtedy, gdy dawno nie padał deszcz.
Młode jabłonie, czereśnie, śliwy i grusze powinniśmy zaopatrzyć też w mocne paliki – wszystko po to, by porywisty jesienny i zimowy wiatr nie wyrządził im krzywdy.
Rok wielkiej cierpliwości
Pierwszych 12 miesięcy jest dla naszego nowego, przydomowego sadu zdecydowanie najtrudniejszych – młode, słabe rośliny muszą się ukorzenić i rozrosnąć.
My zaś będziemy musieli często i wnikliwie się im przyglądać: czy nie zachorowały, czy nie przemarzły, czy nie zaatakowały ich jakieś szkodniki. W razie kłopotów trzeba reagować błyskawicznie i… delikatnie. Każda terapia szokowa może bowiem bardziej zaszkodzić niż pomóc.